Kilka słów o mnie

Byłem ministrantem, harcerzem, żeglarzem, modelarzem lotniczym, lekkoatletą, asystentem na Politechnice Wrocławskiej, po Marcu '68 także więźniem komuny.

W 1971 r. życiowe wybory związały mnie z Jelenią Górą. Byłem głównym projektantem jej planu ogólnego. Ówczesna ekologiczna degradacja tych ziem, była impulsem do udziału w obywatelskim ruchu ekologicznym. Odbyłem roczny staż urbanistyczny w Hanowerze, potem studialny pobyt w Meksyku. Od 1977 roku jestem kustoszem Dworu "Czarne". Poza jego uratowaniem od zagłady, mój życiowy dorobek to: rekord Dolnego Śląska juniorów w dysku, kilkanaście nagród i wyróżnień w konkursach urbanistycznych, współorganizowanie Euroregionu Nysa, pierwszej transgranicznej wspólnoty na obszarze byłego bloku wschodniego. Cenię sobie tytuł Człowieka Roku '2006 uzyskany w plebiscycie "Nowin Jeleniogórskich".

Marzy mi się współczesna odmiana pozytywizmu.

Jestem żonaty, mam czwórkę dorosłej dziatwy i sześcioro wnucząt.

Podziel się z innymi

| |

Nie całkiem zmyślonej gawędy (prawie) finał

2024-02-24 23:48
Teraz opowieść obejmie okres ponad dwudziestu lat. To lata o których pisząc, można by wydobyć wiele ciekawych wątków i zdarzeń, ale nie kronikarski zamysł jest powodem, dla którego ten tekst powstaje.
Pozwól przeto Czytelniku, że przez te 20 lat przemkniemy narracyjnym sprintem.

Po pierwsze - remont
Był prowadzony w tempie, na jakie pozwalały fundusze, zdobywane przez FUNDACJĘ. Zabiegi o wsparcie kierowała do różnych podmiotów, najczęściej w formie aplikacji grantowych. Łącznie zrealizowała blisko 60 projektów różnego typu. Duża część z nich była związana wprost lub pośrednio z rewaloryzacją zamku. To dzieło wspierały fundusze: konserwatorski, ochrony środowiska, dotacje z budżetu gminnego czy marszałkowskiego, także granty sponsorów zagranicznych. Najbardziej znaczące były dotacje z unijnego programu Phare CBC, w łącznej wysokości blisko 1,5 mln euro.
Efektem był 60-procentowy stan zaawansowania remontu. Choć część pomieszczeń była jeszcze w stanie surowym, na odzyskanie pełnej urody czekały też zamkowe elewacje, to był to stan, który pozwolił na wydanie przez nadzór budowlany pozwolenia na użytkowanie obiektu. Była to w istocie legalizacja tego, co miało tu miejsce od lat. Tu było mieszkanie kustosza, pełniącego początkowo rolę ciecia, potem biuro spółki EKO wreszcie FUNDACJI. Przy tym sam plac budowy funkcjonował jako poligon szkoleniowy, a zamek był celem wycieczek szkolnych i coraz częstszych wizyt turystów z kraju i zagranicy. Taka była nietypowa specyfika tego miejsca. W odróżnieniu od innych, szybciej remontowanych zabytków, tu nie było czekania na finalne przecięcie wstęgi, bo swoje przyszłe funkcje ten przywracany do życia zabytek pełnił praktycznie od momentu, gdy Karol stał się jego lokatorem.

Po drugie - misja
Ta była klarowna. Wynikała z deklaracji ideowej EKO z jesieni 1988 roku. Zawierała trafną diagnozę sprzeczności w jakie popada cywilizacja, lekkomyślnie naruszająca równowagę w relacjach z naturą, ze środowiskiem kulturowym i społecznym oraz stawiając człowieka w sprzeczności z samym sobą: zagubionego w różnych systemach wartości i szukającego sensu życia w posiadaniu, a nie w twórczej samorealizacji. Wobec zagrożeń jakie niesie ten stan rzeczy, twórcy EKO stawiali na ideę EKOROZWOJU. Nie w formie pięknych haseł, lecz przez próbę jej praktycznej aplikacji. Tu i teraz. W postaci ośrodka, którego misja oparta ma być na triadzie Wiedza→Edukacja→Praktyka. Ergo: o skojarzenie tego, co - w konkretnych, interesujących FUNDACJĘ dziedzinach - niesie postęp światowej nauki z jego upowszechnianiem i wdrażaniem w materię życia.
Tak rozumiana misja ma swego adresata: środowisko społeczne. Celem i kanonem tego makro-projektu winno być tworzenie i ochrona więzi między ludźmi z bliższego i dalszego otoczenia, więzi opartych na wspólnocie interesów i dążeń, w tym na trosce o harmonijny byt przyszłych pokoleń. Czyż to nie słuszne?...
Choć w ciągu minionych trzydziestu lat ruchy ekologiczne przeszły i nadal przechodzą różne, mniej lub bardziej udane metamorfozy, to zarysowane wyżej główne kanony ośrodka, nie straciły na aktualności. Gdy dorobek FUNDACJI został nominowany do prestiżowego wyróżnienia, zacny laudator uznał za stosowne określić go mianem tyleż enigmatycznym, co wymownym - "laboratorium obywatelskich działań pozytywnych“.

Po trzecie - wizja
FUNDACJA Od początku wiązała ją z konkretnym miejscem na Ziemi, czyli z Zamkiem. Ale nie tylko. Dla animatorów misji wyzwaniem była też sceneria tworząca jego otoczenie. Nie mogło być inaczej z oczywistych powodów. Tak mówi doktryna konserwatorska, nakazująca, aby ukształtowane przez stulecia kompleksy, obejmujące historyczne rezydencje stanowiące całość z otoczeniem folwarcznym czy z założeniem parkowo-ogrodowym były rewaloryzowane, ewentualnie modernizowane tylko jako całość. Drugi powód również ma odniesienia historyczne. Zabytkowe rezydencje dworskie czy pałacowe, nie mogły funkcjonować bez zaplecza gospodarczego. Utrzymanie pałacu na odpowiednim poziomie, ubogacanie go dziełami sztuki czy artefaktami rzemieślniczymi nie było możliwe bez funduszy właściciela, a te zapewniały majątki rolne, młyny, tartaki, browary, dworskie karczmy, zajazdy etc. Karol wiedział to ze studiów na toruńskim UMK. Kolega architekt oszacował pozostałości po zabudowaniach pegeerowskich na kilkanaście tysięcy metrów kwadratowych powierzchni użytkowych, do uzyskania gdy w miejscu obecnych ruin odtworzy się historyczną kompozycję dawnego układu. Otworzy to możliwość budowy ośrodka, o różnych funkcjach, wpisujących się w triadę Wiedza→Edukacja→Praktyka.
Karol i koledzy nie zakładali, że ośrodek miałby być placówką budżetową. Ten przez nich projektowany, tworzący - co niebagatelne - co najmniej 100 nowych miejsc pracy, powinien mieć w swojej strukturze także dobrze dobrane moduły wysoko dochodowe.
Pojęcie wizji ma swój wymiar architektoniczny. Sprawa jest oczywista, gdy mowa o zamku. Tu chodzi o przywrócenie mu kształtu i wystroju z czasów dawnej świetności. Za to obiekty otaczające, teraz raczej ich zrujnowane resztki, to budynki młodsze niż zamek, utylitarne, nie reprezentujące wybitnych walorów estetycznych. Ale to elementy całej kompozycji przestrzennej. Ostateczne ukształtowanie tego kompleksu jawi się jako wyzwanie dla architektów, specjalizujących się w pracy z zabytkami. Tu efekt końcowy musi pogodzić wymogi zachowawczo-konserwatorskie z - jakże uprawnioną! - ambicją kreatywnego architekta. Karol nieraz o tym myślał. Jeśli zamkowa dominanta ma tu być "perłą w koronie“, to jak każdemu klejnotowi należy się jej odpowiednia oprawa. Marzył mu się międzynarodowy konkurs architektoniczny...

Po czwarte - realia
Oczywistym warunkiem materializowania strzelistych wizji było uzyskanie tytułu prawnego do otaczających zamek zabudowań. Zamek należał do Miasta, ale nieruchomości i grunty dawnego majątku, pozostawały w dyspozycji Agencji Nieruchomości Rolnych Skarbu Państwa. Obiekty te, wraz z ponad 30-hektarowym areałem mocno już zapuszczonych pastwisk i łąk, przejęła FUNDACJA umową dzierżawną.
Wszystko o czym opowiadamy, działo się (i dzieje) w zmiennych realiach zewnętrznych.
Mijające lata były dla Karola nieustannym szlifowaniem zamysłów, jakie pojawiały się od pierwszego, spontanicznego impulsu, by ratować ginący zamek. Ale życie stale przynosiło kolejne dylematy. Z czasem zasadniczym z nich okazał się problem bieżących kosztów utrzymania zabytku. Nie był on istotny, gdy w pałacu funkcjonowało tylko mieszkanie kustosza, który tzw. media sam opłacał i jedno, niewielkie pomieszczenie biurowe, zaś część kosztów eksploatacyjnych wchodziła w koszty placu budowy. Ale to było rozwiązanie przejściowe, czego Zarząd FUNDACJI był świadom. Gdy w kontaktach z włodarzami Miasta Karol próbował ich na to uczulać, rezonans był marny. Gdy doszło do spotkania z prezydentem, Karol postawił tę sprawę w imieniu FUNDACJI najklarowniej jak potrafił:
- Nas cieszy, że to co robimy spotyka się ze zrozumieniem i życzliwą akceptacją Miasta. Możemy to centrum utworzyć a potem prowadzić na waszym szanowna Gmino mieniu, ale byłoby słusznie i - że tak powiem - przyzwoicie, żeby Miasto, konstruując roczne budżety, pamiętało, że to do właściciela należy ponoszenie choćby części kosztów jego utrzymania.
I nie bez sporego zaskoczenia usłyszał:
- To może my wam ten pałac przekażemy w darowiźnie? Na własność. Rozważcie to.
Tę rozmowę Karol co rychlej zrelacjonował Zarządowi FUNDACJI. Koledzy byli zaskoczeni nie mniej niż prezes. Nie od razu podjęli decyzję. Dostrzegali różne za i przeciw. Ale... w przekonaniu, że FUNDACJA ma znaczące sukcesy i że jest na fali wznoszącej, wiara we własne siły przeważyła i ryzykowny scenariusz został zaakceptowany. Początkowo mniej przekonania do niego miała Rada FUNDACJI. To grono zacnych ludzi bez wątpienia utożsamiających się z misją i wizją organizacji, widzące zaradność Karola i jego energię, dało mu się chyba uśpić. Rada nie wykazywała własnej kreatywności w budowaniu strategii i przyjęła pozycję solidnego nadzorcy i ostatecznie także ona podjęła to trudne wyzwanie.
Przygotowania do sfinalizowania aktu darowizny trwały długo. W toku negocjacji Miasto zażądało zmiany w statucie organizacji. Chodziło o wyraźne zobowiązanie do zapewnienia zabytkowi pełnej, właścicielskiej opieki. Kontrowersji nie było, zmiana w statucie została dokonana i niebawem cały temat został wprowadzony pod obrady Rady Miejskiej. Wniosek dotyczący darowizny złożył prezydent, pozytywnie zaopiniowały go kluczowe dla sprawy komisje i obecny na sesji Zarząd FUNDACJI z satysfakcją widział jednomyślność radnych wszystkich opcji, podejmujących historyczną uchwałę.
Na jej wykonanie znów przyszło poczekać. Przejęcie przez FUNDACJĘ zamku nastąpiło na mocy notarialnego aktu darowizny w roku 2008, po kolejnych wyborach samorządowych. Miało uroczystą oprawę i było wydarzeniem nagłośnionym w lokalnych mediach.

* * *

Dla FUNDACJI był to przełom.
Przed znaną, ale w istocie żebraczą organizacją pozarządową, która z dnia na dzień zyskała status właściciela sporego majątku, otwierały się nowe możliwości. W jej szeregach rósł optymizm, mobilizacja i poczucie że oto FUNDACJA łapie wiatr w żagle.
Zamek stawał się nową placówką kulturalną w mieście, miejscem konferencji, wystaw, koncertów a nawet gościnnych spektakli teatralnych, o coraz większym zainteresowaniu turystów nie mówiąc.
Był ośrodkiem integrującym społeczność osiedla. Znaczące było i to, że w dniach kolejnych wyborów różnych szczebli, właśnie w zamku sytuowany był obwodowy lokal wyborczy.
I jeszcze ważne dopowiedzenie.
Zamek stał się miejscem spotkań obywatelskiego Eko-Forum. Ta formacja, zrzeszająca ileś osób i organizacji o proekologicznych zainteresowaniach, odbyła tu cykl otwartych debat, poświęconych konkretnym projektom FUNDACJI. Był to projekt bio-ogrodów o funkcjach produkcyjno-dydaktycznych, koncepcje nowego założenia parkowo-ogrodowego oraz stawu kąpielowego, wdrożenie energooszczędnego budownictwa "pasywnego“, utworzenie usługowej spółdzielni socjalnej etc. Oczywiście flagowym projektem FUNDACJI pozostało sfinalizowanie procesu rewaloryzacji zamku, łączone, jak dotąd, z praktyczną nauką rzemiosł w tzw. zawodach około-zabytkowych.
Te i inne zamierzenia układały się w spójną sekwencję procesu tworzenia ośrodka. Kolejne moduły, jak kamyki w mozaice, miały budować jego funkcjonalny program i materialną strukturę. A także nową rangę tego miejsca, wydatnie wzbogacającą wizerunek Miasta.
Ze strony Agencji FUNDACJA otrzymała deklarację przekazania jej pofolwarcznych ruin za symboliczną złotówkę. Agencja doceniała to, że dzierżawione przez FUNDACJĘ areały po dwóch sezonach rekultywacji radykalnie zmieniły swój wygląd.
Uruchomiona została zamkowa restauracja jako pierwszy moduł w działalności dochodowej. Modułem kolejnym, o większej skali i znaczeniu ponadlokalnym, stała się wszechnica rzemiosł konserwatorskich, inicjatywa unikatowa w skali kraju. Należy bowiem wiedzieć, że o ile w Polsce istnieją znane wyższe uczelnie: w Toruniu, Krakowie, Warszawie i we Wrocławiu, kształcące świetnych konserwatorów akademickich, to bezpośrednich wykonawców na poziomie rzemieślniczym nie uczy nikt. Jak wygląda "produkcja“ fachowców do prac przy zabytkach, Karol i koledzy mieli okazję poznać dzięki współpracy z podobnymi organizacjami w Niemczech. Te kontakty owocowały kolejnymi kursami i praktykami na tym placu budowy. Był zatem solidny stan przygotowania w tej materii. Wszechnica, wzorowana na modelu niemieckim została zarejestrowana jako “niepubliczny zakład kształcenia i doskonalenia zawodowego“.
I ruszyła. Miała już za sobą pierwsze, pomyślne doświadczenia w fazie rozruchowej.
Jeśli dodać, że równolegle prowadzone były dobrze rokujące starania o dalsze fundusze dla całego programu FUNDACJI, wszystko zdawało się zapowiadać, iż XVII-wieczną zabytkową rezydencję z otoczeniem, czeka ileś dobrych, dynamicznych lat...

* * *

... i wtedy po raz drugi tąpnęło

Po raz drugi, bo - przypomnijmy - przed trzydziestu laty kampania ratowania zabytku omal nie padła, gdy w Polsce wprowadzono stan wojenny.
Teraz zdarzyła się katastrofa całkiem innego rodzaju.
Dla Karola był to trwający od siedmiu już lat porażający horror. Ale i teraz nie poddał się...

O tym, co się stało opowiem w suchym, faktograficznym skrócie. To wątek kryminalny.

Paradoksalnie impulsem, który wpędził FUNDACJĘ w kryzys, było uzyskanie tytułu własności cennego zabytku. Cennego kulturowo i historycznie, ale i finansowo. Gdy sprawa trafiła na sądowe wokandy, rzeczoznawcy oszacowali jego wartość na ok. 7 milionów złotych. Niemiecki kolega z zabytkowej branży, gdy mu Karol o tym wspomniał, powiedział "chyba nie złotych a euro?...“. Bo, że w tle kryzysu znalazły się kwoty z wieloma zerami, to pewne...

Teraz już ad rem.
Był rok 2010, gdy Zarząd FUNDACJI, będącej na fali, uznał za konieczne wydatne wzmocnienie swojej struktury. Ceniąc sobie wolontariacki (genetycznie) charakter, postawiono na profesjonalizację i zasilenie struktury o stały profesjonalny menedżment. Grono entuzjastów, nawet tak skuteczne w działaniu jak tu, to inna kategoria niż tacy, co potrafią pomnażać majątek zamieniając "szare na złote“. Majątek był. Co do "szarego“- nie brakowało szarych komórek - generujących naprawdę dobre projekty. Trzeba było tylko dać im szanse!
FUNDACJA uruchomiła casting, mający wyłonić i pozyskać najlepszych z możliwych, prawdziwych menedżerów. Chętnych nie brakowało. Zarząd wspólnie z Radą przyglądali się różnym kandydatom, dopóki na topie nie znalazło się młode, świetnie prezentujące się warszawskie małżeństwo. Bo i studia kierunkowe, ona - ochrona środowiska, on inżynier budowlaniec, języki, doświadczenie biznesowe ale także trzecio-sektorowe. Do tego własne zasoby finansowe i obietnica oddłużenia FUNDACJI, bo w międzyczasie zobowiązania narosły. Na członkach Rady musiała zrobić wrażenie fascynacja, gdy komentowali "świetne projekty pana Karola, które tu jałowo zalegają na regałach“, deklarując że chcą mieć udział w realizacji tych wizji. Brzmiało to budująco. Warunkiem, jaki stawiali było ich wejście w skład organów statutowych FUNDACJI. Taką też uchwałę Rada podjęła, po czym ostatnią swoją uchwałą sama siebie, swój dotychczasowy skład, odstrzeliła "w kosmos“. Czy tak być musiało? Chyba nie, ale Karol miał niejasne wrażenie, że koledzy z Rady z ulgą uwolnili się od ciężaru który ich, jako grupę, raczej przerastał. Nie bolał nad tym zbytnio, bo sytuacja robiła się bardziej przejrzysta i cieszyło pojawienie się "młodych, wykształconych z dużych ośrodków“, na których bardzo liczył.

Sielanka trwała niestety nie dłużej niż pół roku.
Karol, ciągle prezes FUNDACJI, rychło odczuł brak lojalności i woli zajęcia się sprawami, którymi młodzi menedżerowie tak ochoczo mieli się zająć. Był wobec tej sytuacji coraz bardziej bezsilny. Gdy doszło do łamania prawa przez menedżerów, uznał że nie może tej sytuacji firmować swoim nazwiskiem i zrezygnował z prezesury. Trzy tygodnie później młodzi, ci z którymi tak niedawno wiązał swoje nadzieje, brutalnie, nie dbając o pozory usunęli go ze statutowych organów FUNDACJI. Krótko potem już jako nowi włodarze FUNDACJI i zamku wzięli na celownik kustosza i jego rodzinę. Nastąpiła seria działań mających usunąć go z mieszkania, legalnie zajmowanego od czasu, gdy Karol instalował się w ruinie.
Ich cel stał się jasny, gdy w internecie ukazały się anonse pod hasłem "sprzedam zamek“. Zareagował natychmiast prezydent Miasta, zapowiadając w mediach cofnięcie darowizny. Taką batalię ratusz podjął, ale przegrał. Pożytek był taki, że nagłośnienie afery zablokowało inne próby zbycia zabytku.
Czy faktycznie była to afera? Była, co później - choć w innym kontekście - wykazał proces karny i nałożenie na menedżerski duet wyroków skazujących. Wątpliwości co do, aferalnego lub nie, charakteru ich działań były o tyle zasadne, że dał o sobie znać istotny mankament umowy darowizny, przygotowanej przed trzema laty przez ratuszowych prawników. Gmina jako darczyńca pozbywający się sporego składnika swego majątku, nie zastrzegła sobie prawa sprzeciwu wobec sytuacji, gdyby obdarowany chciał tym majątkiem rozporządzić w sposób sprzeczny z intencjami Gminy. Osoby reprezentujące teraz FUNDACJĘ powoływały się na elementarne prawo własności. Wedle zasady "to nasza własność i nic nikomu do tego, jak tym zamkiem zadysponujemy“.
I impas trwał.
Koleżeńskie niegdyś relacje z "młodymi, wykształconymi etc...“ zamieniły się w wojnę.
Karol wraz z dzielną Ewą odparli próby, także siłowe, eksmitowania ich z zamku, poradzili sobie z innymi szykanami, jak odcinanie mediów i ani myśleli poddawać się.
Ich prześladowcy przestali pojawiać się na swoich włościach, ale usilnie szukali sposobu na solidne wzbogacenie się, zanim znikną stąd na dobre. Tu zderzyli się ze ścianą, konkretnie - za sprawą internetu. Eliminując Karola z kierownictwa FUNDACJI zablokowali mu dostęp do fundacyjnych kont mailingowych, ale nie do końca skutecznie. Mając wgląd w ich knowania zebrał kustosz materiał, którym z miejsca zainteresował się prokurator. Ten okazał się niezwykle sprawny i choć sprawa do prostych nie należała, a przeciwnik był cwany i biegły w prawie, to proces karny ruszył już po roku. Los zabytku pojawił się niejako w tle, bo akt oskarżenia nie dotyczył pałacu, lecz działania członków Zarządu na szkodę organizacji, którą kierowali. Sąd nie miał wątpliwości i orzekł wyrok skazujący: po dwa lata więzienia w zawieszeniu na okres pięciu lat i zakaz sprawowania przez tę parę funkcji kierowniczych w organizacjach społecznych i w spółkach. Także ten rygor wiążący przez pięć lat. Uprawomocnienie wyroku nastąpiło szybko, ale podsądni nie byliby sobą, gdyby nie podjęli akcji dywersyjnej. Na dzień przed uprawomocnieniem wyroku, dysponując jeszcze tytułem do reprezentowania FUNDACJI, podjęli uchwałę o jej likwidacji. I to w sytuacji, gdy na mocy innego orzeczenia sądowego z wniosku ministra środowiska, jako organu sprawującego nadzór nad tą organizacją, był już dla niej wyznaczony zarządca przymusowy. Powstał prawny klincz, którego rozwikłanie zajęło sądom następne trzy lata.

Darujmy sobie wchodzenie w zawiłości sprawy, ale powiedzmy jaki w ciągu tych lat był los zamku.
Otóż ani proces karny, ani inne orzeczenia sądowe nie zmieniły faktu, że do samego końca tego wieloletniego horroru, zamek pozostawał własnością prześladowców Karola. Jak to było możliwe? Tu znów dały znać o sobie ich szczególne talenty. To, jak finezyjnie dokonali wyprowadzenia zamku z majątku FUNDACJI i jego przejęcia przez utworzoną przez nich własną fundację, wykazał oskarżyciel publiczny w procesie karnym. Rzecz cała zadziwiała swoją koronkową konstrukcją, co ochoczo przedstawiały lokalne media. Poradzili też sobie z rygorem zakazu kierowania całością spraw. Załatwiono to familijnie. Ojciec skazanego został osadzony w roli likwidatora FUNDACJI i prokurenta ich spółki, do której następnie aktem notarialnym trafił tytuł własności tego obiektu. Zamek, jak worek z kartoflami, przerzucany był wedle woli tych ludzi.
Jak szkodliwe były ich wieloletnie działania, wystarczy porównać stan obiektu z czasu, gdy obdarowana nim FUNDACJA kwitła z porażającą mizerią, jakiej cenny zabytek zaznał pod rządami przestępczych właścicieli. Ci w ciągu tych lat byli na miejscu może trzy razy, gdy kontrolę zabytku zarządzał konserwator. Zresztą jego nakazy pokontrolne całkowicie ignorowali. Zamek niedawno zadbany i tętniący życiem, teraz stał się niedostępny, odcięty od mediów, tonący w chaszczach. W sumie, obraz postępującego upadku i degrengolady. Gdyby nie Karol i Ewa, żartujący iż trwają na tej placówce, jak ów Ślimak od Prusa, w zamku z całą pewnością znów pracowaliby niezawodni szabrownicy...
Ten stan rzeczy bulwersujący społeczność nie tylko lokalną, ponownie stał się przedmiotem działań prokuratury. Tym razem nie wykazała się ona taką sprawnością jak przed procesem karnym, ale po mozolnych przygotowaniach ruszył proces cywilny o kluczowym znaczeniu. Prokurator wniósł o wykreślenie w księdze wieczystej tej nieruchomości jego szemranych "właścicieli“ i przywrócenie tytułu własności FUNDACJI, trwającej od lat w stanie wymuszonej pasywności.

* * *
Zbliżamy się do końca tej przydługiej gawędy. Mogły Cię, Szanowny Czytelniku, zmęczyć faktograficzne wywody i huśtawki zmiennych emocji serwowane Ci przez autora.
Ale, skoro dotrwałeś do tego miejsca, pozwól mu na ostatnią porcję kronikarskiej relacji.

To, co uczynili ludzie, na których Karol tak srodze się zawiódł, było pożywką dla refleksji nad ludzkimi obyczajami, nad naturą dobra i zła.
Zostawmy jednak aksjologię i zbierzmy w mini-raporcie to, co zostało zniszczone.
Menedżerski duet rozpoczął rządy od wypowiedzenia umowy najmu młodym ludziom, którzy od paru miesięcy prowadzili zamkową restaurację. Krótko potem zerwał umowę dzierżawy z Agencją, pozbawiając FUNDACJĘ korzyści, jakie dawało jej prawo pierwokupu. Zerwane też zostały cenne kontakty partnerskie, zniechęcono do działania wolontariuszy, padły przygotowywane projekty, zmarnowane zostały kontakty z zasobnymi sponsorami, wyzerowana została wszelka aktywność w kulturze. Zamek zamarł i opustoszał, a popularna jeszcze niedawno FUNDACJA praktycznie zniknęła ze sceny publicznej.
Inicjatywa obywatelska o czterdziestoletniej historii miała być po prostu poddana brutalnej anihilacji...

Retrospekcyjną część gawędy skończmy relacją, co w tych niedobrych latach robił kustosz zabytku. Bo nie myślał pasować...
Z konieczności, chcąc nie chcąc, stał się bywalcem sądowych wokand a różnych spraw toczących się w tym czasie było kilka. Nie był w tych bojach osamotniony, bo wspierał go pro bono zaprzyjaźniony adwokat a także grupa młodych kolegów, którzy zawiązali Towarzystwo Przyjaciół Zamku. To oni wymogli na Karolu, żeby czas zastoju spożytkował na uporządkowanie gromadzonej przez lata wiedzy o tym zabytku. Nie było to łatwe, gdyż większość dokumentacji i materiałów badawczych pozostawała w niedostępnych teraz pomieszczeniach zamku. Korzystając z tego co miał w głowie i w komputerze, podjął to wyzwanie. Jesienią 2014 ukazała się poświęcona zamkowi monografia jego autorstwa, sfinansowana dzięki staraniom Towarzystwa. Koledzy poszli dalej i nakręcili cykl filmików video z udziałem kustosza Karola, popularyzując dzieje i walory zamku Landau'ów.
Nie mógł też kustosz zaprzestać spotkań z grupami turystycznymi pojawiającymi się pod zamkiem. Uniknąć tego było nie sposób, skoro zamek trafił już do bedekerów, zwłaszcza niemieckich. Dzielił się Karol swoją wiedzą ale też sumitował się i wyjaśniał, dlaczego tylko na dziedzińcu przyjmuje gości.
Nie porzucił idei konserwatorskiej wszechnicy. Musiała ona jednak ulec modyfikacji. Wobec blokady możliwości związania jej z zamkiem, znalazł Karol nową formułę, pozwalającą kontynuować prace koncepcyjne i konsultacje, bez przywiązywania koncepcji do konkretnej lokalizacji. Dzięki kontaktom z partnerami krajowymi i zagranicznymi powstał w zarysie, model sieciowej struktury placówek szkolnych i pozaszkolnych, polskich i zagranicznych, zainteresowanych współpracą w dziedzinie kształcenia rzemieślników-renowatorów zabytków. Koncepcja "sieciowej wszechnicy“, będąca jeszcze in statu nascendi, wzbudziła pozytywny rezonans ze strony izb rzemieślniczych, kuratoriów oświaty i innych podmiotów związanych z ochroną zabytków. Był to dobry prognostyk wskazujący iż w przyszłości, zamek Landau'ów mógłby być jednym z ogniw tej ponadgranicznej sieci.
Ale przede wszystkim istniał główny motyw jego życiowej pasji: ZAMEK.
Kustosz nie miał wątpliwości, że proces jego rewaloryzacji prędzej czy później musi być wznowiony. To, jak konkretnie ma on przebiegać, układało się w listę kolejnych zadań do wykonania, gdy będzie to już możliwe. Poczynając od badań dendrochronologicznych, które z dokładnością do jednego roku pozwolą ustalić wiek elementów drewnianych. Wyników badań był Karol szczególnie ciekaw, bo w rozwarstwieniach historycznych niektóre fazy budowy opisywał jako hipotezy do weryfikacji. Na wykonanie czekało jeszcze szereg innych elementów: całość robót elewacyjnych, galeria balkonowa nad dziedzińcem, zwieńczenie zamkowej wieży kutą chorągiewką-wiatrowskazem z kulą i - obowiązkowo! - z aktualną "kapsułą czasu“ w jej wnętrzu. Wśród przyszłych zadań miał kustosz swojego szczególnego faworyta. To ozdobny, rzeźbiony w piaskowcu portal bramy wjazdowej, najciekawszy element architektonicznego wystroju rezydencji. Zdemontowany dawno przez PGR po jego uszkodzeniu przez pijanego traktorzystę, zachował się we fragmentach w nieco ponad ½ oryginału. Reszta uległa rozproszeniu, oraz/lub - co na tych ziemiach się zdarzało - złodziejskiej akcji i wywózce do Niemiec. To, że portal musi zostać odtworzony było oczywiste, od kiedy stało się jasne, że ten cenny zabytek uniknie zagłady. Dla rekonstrukcji portalu istniała znakomita podbudowa w postaci 19-wiecznej fotografii o zaskakująco wysokiej rozdzielczości. Mając ją w komputerze Karol pokazywał kolegom jak detale kamieniarki, stopniowo powiększane na ekranie długo zachowują swoją ostrość. To zdjęcie zostało wykorzystane w roku 2005, gdy grupa studentów Wydziału Konserwacji Dzieł Sztuki krakowskiej ASP wykonała w ramach praktyki całość prac konserwatorskich na zachowanych, oryginalnych fragmentach portalu. Obecność wybitnych ekspertów, opiekunów grupy, pozwoliła odbyć warsztatowe seminarium z udziałem konserwatora wojewódzkiego na temat metody odtworzenia portalu. W końcowej konkluzji ustalono, że brakujące elementy zostaną odtworzone jako odlewy w sztucznym kamieniu. Przygotowanie form do odlewów zlecono renomowanej firmie krakowskiej, niestety rozpoczęte już prace trzeba było przerwać, gdy FUNDACJA weszła w czas kryzysu. Po latach, gdy mogło się wydawać, że kryzys wchodzi w fazę końcową, Karol nie bez obaw odświeżył kontakt z krakowską firmą. Był to tylko sondaż, na zasadzie "co by było gdyby“, co do możliwości dokończenia rozpoczętego dzieła. I z radością od jej szefa usłyszał "ależ panie Karolu, te elementy leżą tu na paletach, nie ma sprawy, jesteśmy do dyspozycji!“.
Drobny, ale jakże krzepiący wyobraźnię sygnał, błysk światełka w tunelu...

Bo, tak w ogóle, mimo że z powrotem do normalności ciągle było pod górkę, Karol był niezmiennie i stuprocentowo pewny, że zło jakie tu się zalęgło, prędzej czy później minie jak zły sen...

* * *

(dokończenie nastąpi)

Komentarze

grafo-AS @ 88.156.211.*

wysłany: 2024-02-25 09:17

Kto to czyta?
Ja to czytam.

Nie całkiem zmyślonej gawędy (prawie) finał
2024-02-24 23:48:

"laboratorium obywatelskich działań pozytywnych“.

Gdzież ono?
I klastry.
Dla mnie to było za trudne do zrozumienia.

"Zabytkowe rezydencje dworskie czy pałacowe, nie mogły funkcjonować bez zaplecza gospodarczego. Utrzymanie pałacu na odpowiednim poziomie, ubogacanie go dziełami sztuki czy artefaktami rzemieślniczymi nie było możliwe bez funduszy właściciela, a te zapewniały majątki rolne, młyny, tartaki, browary, dworskie karczmy, zajazdy etc."

Polecam pamiętniki Skąpskiej.
Wnuk wydał w trzech tomiszczach.
Polskie ziemiaństwo i dlaczego było bogate.

"Przejęcie przez FUNDACJĘ zamku nastąpiło na mocy notarialnego aktu darowizny w roku 2008"

Czas leci, starzeją się dzieci.

"FUNDACJA łapie wiatr w żagle."

FKE?
FKE.

"...projekt bio-ogrodów o funkcjach produkcyjno-dydaktycznych, koncepcje nowego założenia parkowo-ogrodowego oraz stawu kąpielowego, wdrożenie energooszczędnego budownictwa "pasywnego“, utworzenie usługowej spółdzielni socjalnej etc."

W DC te projekty były rozrysowane,
można je było zobaczyć na kartonach w sporym formacie.

"Trzy tygodnie później młodzi, ci z którymi tak niedawno wiązał swoje nadzieje, brutalnie, nie dbając o pozory usunęli go ze statutowych organów FUNDACJI. Krótko potem już jako nowi włodarze FUNDACJI i zamku wzięli na celownik kustosza i jego rodzinę. Nastąpiła seria działań mających usunąć go z mieszkania, legalnie zajmowanego"

Zło ma wiele twarzy.
Są też piękne. Na początku. Jako wabik.

"...zło jakie tu się zalęgło, prędzej czy później minie jak zły sen..."

Zło może i już minęło.
Ale gdzie się podziało DOBRO?

A gdyby się to wszystko udało?
Była by to bajka w realu.
A tak? Co?
Nie wiem co.
Co będzie.

A tak mi wpadło do głowy:
CPK.
Będzie?

POLSKA.
Będzie?

Bajkowy kraj.
Pozostanie tylko w opowieści?
Jak DC?

Jacek Jakubiec @ 37.109.161.*

wysłany: 2024-02-25 14:12

To bardzo miłe, że Szanowny AS to czyta.
Wokół zamku (wydumanego - he, he!... - von Landau'a) zanosi się na coś nowego. Wklejam tekst opublikowany na stronie grupy "Czarne - nasza dzielnica" FBV, adresowany do mieszkańców osiedla. To próba sondażu, co tubylcy myślą o takim jak opisałem pomyśle. Rezonans póki co umiarkowany.
Co AS o tym myśli?
Wklejam to poniżej:
-------------------------------------------------------

Szanowni Mieszkańcy Czarnego,
myślę że facebookowa grupa "Czarne - nasza dzielnica" może być dobrym miejscem naszych wzajemnych kontaktów.
Nie wiem ilu z Was tu zagląda, ale zaryzykuję. Chcę podzielić się informacją która przynajmniej niektórych z Szanownych Sąsiadów powinna zainteresować.
Powraca pomysł utworzenia, w oparciu o obiekty po PGR-rze zakładu usługowego wykonującego różne prace na potrzeby mieszkańców osiedla. Jakie ? Choćby te najprostsze: pomalowanie płotu, wstawienie szyby, naprawa zamka, skopanie ogródka, przycięcie żywopłotu, pielęgnacja sadu, odśnieżenie chodnika, proste prace budowlane i rozbiórki etc. Mogą to być prace bardziej fachowe, co zależeć będzie od tego, jakich "speców" uda się zakładowi pozyskać do współpracy.
Dzisiaj mam do Państwa tylko takie pytanie: czy tego rodzaju zakład (raczej zakładzik) usługowy byłby na naszym osiedlu potrzebny?
Jak ja to widzę - wyjaśniam. Zapewne ogromna większość z ponad 2000 mieszkańców osiedla (70%?, 90%?...) jest w takich sprawach po prostu samowystarczalna. Mają na to czas, stosowne narzędzia no i elementarne nawyki jako właściciele i gospodarze nieruchomości. Ale iluś (10%?, 30%?...) jest w innej sytuacji. Bo już nie to zdrowie, może brak czasu, narzędzi, elementarnych umiejętności, etc... Może warto ułatwić im życie?
To główny argument na rzecz tej inicjatywy.
Ale są dwa dalsze, też niebagatelne:
Po pierwsze - to oznacza utworzenie dwóch stałych miejsc pracy i iluś dalszych (kilku, kilkunastu) stanowisk zarobkowej pracy "dorywczej".
Po drugie - zakład powinien być rozwojowy i to z uwagi na miejsce, w którym ma mieć bazę.
Obecny (12-letni już!) zastój w Dworze Czarne musi się skończyć. Powinno nastąpić uruchomienie dużego projektu inwestycyjnego i powstanie ważnego dla Miasta i Regionu centrum o atrakcyjnej architekturze i wielu funkcjach. Musi ono mieć własny potencjał stałej obsługi konserwacyjno-pielęgnacyjnej. Początkiem tego powinien być proponowany zakład usługowy.
Jest luty AD 2024 a zbliża się wiosna. W sprzyjających okolicznościach, zakład mógłby powstać już w najbliższych miesiącach.
Przedstawiony w skrócie zarys projektu, gotów jestem bliżej opisać. Także to, jak konkretnie mogłoby wyglądać jego wdrażanie (jest tu jeszcze ileś kwestii otwartych)...
Czy zechcą Państwo odnieść się - tu, na tym forum - do tego, co napisałem ?
Będę wdzięczny.
Łączę pozdrowienia
Jacek Jakubiec
(społeczny kustosz Dworu Czarne)

grafo-AS @ 88.156.211.*

wysłany: 2024-02-26 07:07

"Powraca pomysł utworzenia, w oparciu o obiekty po PGR-rze zakładu usługowego"

Tam jest się o co oprzeć?
Jakaś ściana płaczu chociaż?

"większość z ponad 2000 mieszkańców osiedla (70%?, 90%?...) jest w takich sprawach po prostu samowystarczalna"

10 - 30 % ewentualnych zainteresowanych?

200 - 600 osób, raz w roku będzie taka potrzeba...
No nie wiem.
Kalkulacja zdecyduje.

"utworzenie dwóch stałych miejsc pracy i iluś dalszych (kilku, kilkunastu) stanowisk zarobkowej pracy "dorywczej".

Mietek z Heńkiem się za to wezmą?
Znajdą się dwaj tacy?

" zastój w Dworze Czarne musi się skończyć"

Nie musi.
Przyzwyczajenie zrobiło swoje.
"Na pierwszy znak, gdy serce drgnie"?
Nie ma opcji.
Poza tym na ulicach naszego miasta
jest sporo ogłoszeń że "złota rączka" itd.

" Powinno nastąpić uruchomienie dużego projektu inwestycyjnego i powstanie ważnego dla Miasta i Regionu centrum o atrakcyjnej architekturze i wielu funkcjach."

Jakiż to sen złoty!

"Co AS o tym myśli?"

Próbować można.
To w "tenkraju" jeszcze można.
Ja mogę robić tylko to, co mogę.
Organizować pospolite ruszenie?
W dobie, gdy bez mała wszyscy
zgarbieni, w swego smartfona wpatrzeni?

Ja oczywiście trzymam kciuki
ale boję się nawet zaglądać na stronę na fb.

Jacek Jakubiec @ 37.248.178.*

wysłany: 2024-02-26 10:56

Ależ AS smęci!...
A ta konkretna sprawa jest prosta. Wystarczy paru ludków. Takich co to nie wiedzą, że nic się nie da zrobić. I zobaczymy. Przymiarki w toku...

A tak konkretnie: czy miałby AS propozycję co do sensownej stawki godzinowej dla Mietka i Heńka? Na przykładzie: idzie wiosna, pani Zosia chce pomalować płot, ale nie ma pędzla, po farbę do Castoramy się nie wybierze bo ostatnio serce niedomaga etc.. Ale z emerytury parę groszy wyskrobie. Robotę chętnie wykonają ci dwaj, ale za ile? Powiedzmy, że to dla obydwu po 5 godzin pracy (bo płot długi i stary, przedtem trzeba go oczyścić, coś naprawić, etc...). To ile powinni za to wziąć? Oni na rękę. Bo ten zakładzik musi też coś przytulić. Ma swoje stałe koszty, przedtem musi się na różne okoliczności ubezpieczyć, etc... Krótko mówiąc: jaka stawka godzinowa? Pytam Grafo-AS-a i innych, którzy tu zaglądają.

Tomasz Jakubiec @ 46.171.65.*

wysłany: 2024-02-26 11:53

Czytam również, choć poprzedniej części nie skomentowałem, bo musiałbym powielić komentarz do części pierwszej (z resztą ponawiam tam zawartą sugestię).
Samej opowieści komentować nie będę, bo cóż tu komentować, na cwaniakach i hochsztaplerach przejechało się wielu i chyba nie ma możliwości, aby przed tym procederem się całkowicie zabezpieczyć.
Na kanwie Twojego pomysłu ożywienia zamku i okolic, podrzucę do przemyślenia coś z podwórka wrocławskiego, u nas funkcjonuje to w oparciu o Urząd Miasta i Rady Osiedli, ale wiem, że w innych miastach projekt ten z powodzeniem realizują fundacje, pozyskując również środki z funduszy UE. Zajęło nam to ładnych kilka lat, ale w tej chwili już na 41 z 50 wrocławskich osiedli funkcjonują Centra Aktywności Lokalnej, pole ich działania jest niezwykle szerokie i zależne od specyfiki i potrzeb danego osiedla, począwszy od, opartych o wolontariat, kwestii robienia zakupów dla osób starszych i chorych, czy nawet zwykłe odwiedzanie osób samotnych, przez organizację różnego rodzaju samopomocy, kół zainteresowań (zainteresowani mieszkańcy wynajmują lokal), po działalność komercyjną, w postaci kiermaszów, aukcji, czy co raz popularniejszych tzw. wyprzedaży garażowych. CAL-e albo organizują te akcje same, albo udostępniają lokale. Głównym założeniem CAL-i jest integracja i pomoc społeczności lokalnej i mimo wstępnych oporów ze strony mieszkańców, w tej chwili projekt ten zaczyna przerastać nasze najśmielsze oczekiwania.

Jacek Jakubiec @ 37.248.178.*

wysłany: 2024-02-26 12:50

Ciekawe jest to, co piszesz Tomku.
Czy CAL-e mają osobowość prawną? Chodzi o formalny szyld pod którym działają. Domyślam się, że mają co najmniej jakąś bazę lokalową, o obsłudze personalnej i innych wydatkach nie mówiąc, a to oznacza koszty... Czy to mieści się w budżecie Miasta?

grafo-AS @ 88.156.211.*

wysłany: 2024-02-26 15:28

"czy miałby AS propozycję co do sensownej stawki godzinowej dla Mietka i Heńka?"

Z ekonomii jestem zero.

Raz zgłosił się do mnie Berlińczyk,
że chce uczyć się polskiego.
Zacząłem go uczyć.
Gdy nazbierało się 100 godzin, zegarowych,
zaproponowałem stawkę za godzinę.
Za dużo! Mu było. Za drogo!
Schodziłem w dół.
Do jakiej kwoty doszedłem?
Uznał, że 0,50 zł za godzinę będzie w sam raz.
Wywaliłem go za drzwi.
Taki ze mnie ekonomista.

JJ:
Ale zanim wyszedł to choć po te pół zeta rozliczył się, prawda? Niemcy to przecież kulturalny naród...

grafo-AS @ 88.156.211.*

wysłany: 2024-02-26 20:33

JJ:
"Ale zanim wyszedł to choć po te pół zeta rozliczył się, prawda? Niemcy to przecież kulturalny naród..."

To było wyjątkowe bydlę.
Przed czterdziestką.
Z miniaturowym pieskiem.
Usługi seksualne od okolicznych panienek
zaliczał też bezpłatnie.
Kiedy uznał. że pięćdziesiąt groszy za godzinę korepetycji
to będzie godziwa zapłata, wywaliłem go za drzwi.
Bezpłatnie.

Tomasz Jakubiec @ 46.171.65.*

wysłany: 2024-02-28 11:49

Drogi Wujaszku.

W poniższym linku znajduje się opis wrocławskiego modelu organizowania i funkcjonowania wrocławskich CAL-i. Na jego podstawie ruszył i działa program Centrów we Wrocławiu.

https://www.wroclaw.pl/beta2/files/Model-dzialania-Centrow-Aktywnosci-Lokalnej-we-Wroclawiu_pazdziernik-2021.pdf

Myślę, że nic, albo niewiele stoi na przeszkodzie, żeby w oparciu o Fundację i Zamek, we współpracy z władzami miasta, podobny program uruchomić w Jeleniej.


JJ:
Dzięki Tomku. Jelenia Góra to inna kategoria niż metropolia wrocławska. Tym niemniej - cenna podpowiedź, do sprawdzenia... Mam nadzieję, że formuła CAL-i nie została przez Wrocław opatentowana a naśladownictwo powinno być mile widziane.

Tomasz Jakubiec @ 46.171.65.*

wysłany: 2024-02-29 08:52

Patentu nie ma, bo koncepcję CAL-i sami żeśmy "pożyczyli" od Bredy - jednego z miast partnerskich Wrocławia.

JJ:
Spróbuję tą ideą zainteresować co światlejszych tubylców, chcących kandydować do nowej Rady Miasta.

grafo-AS @ 88.156.211.*

wysłany: 2024-02-29 17:53

Gdzie znaleźć nazwiska
chcących kandydować do nowej Rady Miasta?

JJ:
Będą niebawem na plakatach, banerach, tablicach ogłoszeń...

Jacek Jakubiec @ 37.109.166.*

wysłany: 2024-03-04 09:52

Na FB powstała nowa grupa "Mieszkańcy osiedla Czarnego". Chyba nie tylko dla tubylców czyli lokalsów. W każdym razie cieszy zainteresowanie Dworem Czarne. Zainspirowało mnie to do uruchomienia tam cyklu filmików, wykonanych 11 lat temu przez Marcina Roszaka i Tomka Raczyńskiego.
Polecam -> https://www.facebook.com/groups/927506381684424

Wpisz swoje imię, pseudonim:

Wpisz treść: