Niezłomni
Myślę o Dniu Żołnierzy Wyklętych. Zamiennie nazywa się ich Żołnierzami Niezłomnymi, co do wielu z nas jeszcze bardziej przemawia, ale to rzecz drugorzędna.
Przede wszystkim, to świetnie że polski kalendarz został uzupełniony o nowy akcent, tak mocno i tak wprost przywołujący bohaterski patriotyzm wymierającej już formacji. Stało się to o wiele za późno, ale wreszcie stało się! Podniosłe wydarzenia, tym razem jednoznacznie państwowej rangi, mocne przemówienia, poruszające wypowiedzi wiekowych już bohaterów tamtego czasu. Polaków, którym dane było nie powiększyć dwudziestotysięcznej rzeszy poległych lub zamordowanych, potem na wiele sposobów represjonowanych, oficjalnie przeklętych a w każdym razie rugowanych z polskiej zbiorowej pamięci. Praktycznie, niemal do teraz...
Każdego, kto dziś - z różnych względów - nie potrafi zmierzyć się z tym niełatwym tematem, gorąco zachęcam do przeczytania świeżej jeszcze książki Piotra Semki pt. "MY REAKCJA". Podtytuł "Historia emocji antykomunistów 1944 - 1956" wyjaśnia o czym mowa. Dzieło obszerne, blisko 900-stronicowe, solidnie udokumentowane. Faktografia podbudowana niemal na każdej stronie cytatami z licznych lektur i rozmów autora. Klarowna rzeczowość. Choć od historycznej materii jest tu gęsto, zastrzega Semka, że nie jest to książka historyczna. Drążenie jakże skomplikowanych aspektów tego etapu polskich dziejów, pozostawia specom z historycznej branży. Sam zaś - na ile to tylko możliwe - chłodno, z wielką analityczną starannością, przedstawia to, co działo się w polskich sercach, duszach i umysłach gdy kończył się jeden koszmar a zaczynał drugi. Ale choć wielu fragmentów nie da się czytać ot tak, beznamiętnie, to sygnalizowane w podtytule emocje nie są przecież dla autora narzędziem do epatowania czytelnika. Piotr Semka to przede wszystkim erudyta i znakomity publicysta polityczny. Jego świetne artykuły czytam co tydzień w tygodniku "Do Rzeczy".
Nie próbuję streszczać jego książki, chcę ją tylko Państwu z wielkim przekonaniem polecić. I tyle.
Ale trafiłem na fragment, który budzi skojarzenie pro domo sua. Tylko skojarzenie, bez stawiania nieuprawnionych hipotez.
Rozdział 20. zatytułowany "Family affair" ukazuje powojenne lata z perspektywy doświadczeń rodziny Piotra Semki. Pisze o konspiracyjnej współpracy żołnierzy majora Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki" z dziadkiem autora Janem Semką. Tak on, jak i trzej jego synowie byli żołnierzami AK i jak tysiące AK-owców musieli podjąć trud ułożenia sobie życia na nowo. Tak o tym mówi stryj autora Ryszard Semka: "(...) Nie tylko ja, ale i moi rodzice uważali, ze Polacy doszli do granicy upływu krwi, jak ujął to po wojnie jeden z poetów. Uważałem to za słuszne stanowisko i chciałem podjąć studia. Z przysięgi konspiracyjnej byłem zwolniony rozkazem o rozwiązaniu AK. Wielu moich kolegów wyrażało nadzieję na trzecią wojnę światową, ale ja byłem sceptyczny (...)". Ale powiązania konspiracyjne pozostawały i mimo tropienia akowców przez UB, nieraz dawały im potrzebne oparcie. Jan Semka podjął starania o skierowanie go na rodzinne Powiśle i otrzymał stanowisko inspektora majątków Państwowego Urzędu Ziemskiego (PUZ) w Sztumie. Tu poznał żołnierza konspiracji AK-owskiej i niebawem, korzystając ze swojego stanowiska, mógł legalizować podwładnych "łupaszkowców", obsadzając nimi poniemieckie gospodarstwa. Jeden z majątków (Zajezierze) objął sam "Łupaszka" a gdy zaczęło się nim interesować UB, Jan Semka udzielił pomocy w dokonaniu kolejnej zmiany i Szendzielarz objął gospodarstwo w Jodłówce. Tak to się toczyło i można z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że ten sposób chronienia żołnierzy AK, funkcjonował wówczas w szerszej skali.
Ponad dwa lata temu, w blogowych artykułach z 31.10.13 i 28.01.14, pisałem o pierwszym po wojnie polskim zarządcy jeleniogórskiego majątku "Czarne". Wcześniej była to dla mnie postać całkowicie anonimowa, znana jedynie z enigmatycznych informacji dwóch Niemek, córki oraz dziś już nieżyjącej żony inż. Ludwiga Rahma, ostatniego niemieckiego dzierżawcy majątku. Ów polski zarządca pojawił się tu krótko po zakończeniu wojny. Obydwie panie, mając prawie do końca 1946 roku możliwość mieszkania w zamku, mogły sobie wyrobić zdanie o Polaku który tu nastał (chyba zatrudniony przez Urząd Ziemski), aby przejąć administrowanie majątkiem.
Ze słów pań Rahm usłyszanych wiele lat temu, wynikało że o polskim zarządcy i o tym jak zaczął tu sprawować swoje władztwo, zachowały jak najlepsze wspomnienia. Ten intrygujący wątek przypomniał mi się, gdy przystąpiłem do pisania książki o Dworze Czarne. Uznałem za swoją powinność dotrzeć do jakichś informacji o owym zarządcy. Użytecznym narzędziem okazał się m.in. internet i tak oto poznałem, rzecz jasna pośrednio, Stanisława Firkowskiego. Mając kilka relacji a także zdjęć od członków jego rodziny, mogłem już przedstawić go czytelnikom. Był żołnierzem 25 pułku piechoty AK. Działał na ziemi piotrkowskiej pod konspiracyjnym pseudonimem "Igła" w kompanii "Groma". Jak wiemy, dla takich jak on, koniec wojny nie przynosił poczucia bezpieczeństwa. Jest bardzo prawdopodobne, że wyjazd z rodzinnego Radwana na tak wówczas zwany "Dziki Zachód" wynikał z potrzeby zadekowania się przed ubecją. Czy Firkowski także tu, na ziemi jeleniogórskiej, kontynuował konspiracyjną aktywność? Nic o tym nie wiemy, ale poprzez IPN być może uda się i to wyjaśnić. Na jednym ze zdjęć jest uwieczniony z dorodnym wierzchowcem na tle fasady Dworu Czarne. Fotka ma swoją wymowę. Pokazuje mężczyznę okazałej postury, w oficerkach, z wyraźnym sentymentem do konia. Obrazek zdaje się mówić, że to ktoś z AK. Już po dwóch latach Firkowski opuścił Czarne (dlaczego? czy musiał?), przenosząc się do Miedznej pod Opocznem. Tam przez 33 lata kierował wodno-elektrycznym młynem, który wcześniej należał do jego ojca. Zmarł w roku 1983. Także tam gdzie spędził resztę życia jest i dziś pamiętany jako człowiek pracowity, aktywny społecznie i po prostu sympatyczny...
Wróćmy do tytułowego tematu.
Trzy lata temu ukazała się książka Jerzego Zalewskiego "POD PRĄD - przewodnik po IV Rzeczypospolitej". To zapis 21 rozmów przeprowadzonych w latach 2004-2008 i wyemitowanych kolejno w telewizyjnych programach Antena 1, potem TV Puls a następnie TVP Info. Rozmówcy Zalewskiego to nasi rodacy. Niektóre nazwiska są szeroko znane: Joanna i Andrzej Gwiazdowie, Anna Walentynowicz, Jan Parys, Marek Nowakowski, Zbigniew Romaszewski, Piotr Szczepanik, Kornel Morawiecki, Sławomir Cenckiewicz, Krzysztof Wyszkowski... Mówiąc w dużym uproszczeniu, polska prawica. Książka przedstawia ich jako ludzi znanych z dokonań, znanych też z poglądów z którymi można się utożsamiać lub spierać, ale i z postaw życiowych dla których nie znajduję lepszego określenia, jak prawdziwe oddanie wyznawanym wartościom. Jak NIEZŁOMNOŚĆ właśnie. Sam autor jest takiej postawy przykładem. Oto teraz wchodzi na ekrany jego film "Historia Roja", o którym już jest głośno a to dopiero początek. Nie widziałem go jeszcze, ale historia powstawania tego dzieła poświadcza postawę twórcy, bez której ten film nie mógł powstać.
W książce Zalewskiego jest również przeprowadzona w 2006 roku rozmowa z Marianem Zagórnym.
Tym samym, jakże przedwcześnie zmarłym Marianem, którego dziś pożegnamy na cmentarzu w Rybnicy.
Ta rozmowa to świetny portret Mariana Zagórnego. Jest w niej o wysypywanym na tory zbożu, o świni "Rebelii", o pszczołach którymi miał bronić jeleniogórskiego szpitala, o sądach i szesnastu wyrokach, o bezpłatnych koloniach dla ubogich dzieci. Jest też o chorobach i o wspierającej Go rodzinie.
Jest i o polityce. Oto polityczne credo Zagórnego, lidera rolniczego związku:
(...) Mi się marzy taki związek, że partie polityczne będą do niego przychodzić z prośbą" "Słuchajcie panowie, my będziemy waszych interesów bronic w parlamencie, poprzyjcie nas w jakiś sposób". To jest do rozważenia. Związkowcy nie muszą być politykami, związkowcy muszą tak działać, żeby i warsztaty pracy, i Polska w której żyją, była na godnych warunkach, żeby za pracę mieli godną płacę, żeby nie wyprzedawano majątku, żeby nie wyzbywano się ziemi i żeby rząd czuł oddech związkowców za plecami" (...).
Jak każdą z rozmów, także i tę kończy Zalewski autorskim, późniejszym o kilka lat, epilogiem:
"Marian Zagórny kontynuuje swą działalność jako szef krajowy Związku Zawodowego Rolników Rzeczypospolitej "Solidarni". Ostatnio (2012) ujawnił oszustwa firmy przetwórstwa mięsnego MAT w Czerniewicach na 11 mln zł. Wystąpił do prezydenta Komorowskiego o ułaskawienie z pięciu ciążących na nim wyroków sądowych, ale go nie uzyskał, pozostałych jedenaście wyroków zostało odwieszone. 14 lutego 2013 roku na biuro jego Związku dokonała najścia policja, rekwirując wiele ważnych dokumentów. Nadal organizuje kolonie dla ubogich dzieci."
Smutno się zrobiło.
Żegnaj Marianie.
* * *
Chciałoby się zakończyć jakoś pogodniej. Spróbuję, ale nie wiem czy się uda.
Andrzej Waligórski, z ducha i talentów satyryk-facecjonista, literacki filar kabaretu "Elita", pisał wierszyki prześmiewcze.
Ale jeden jego tekst, znany z recitali znakomitej Edyty Geppert jest inny:
Ballada o żołnierzyku
W długi, śmieszny karabin
I w stary bagnet zbrojny,
Zjawił się u mnie żołnierz
Z pierwszej światowej wojny.
I stanął w okienku strychu
Z tym karabinem w dłoni,
I strzela przez to okienko
I widać się przed kimś broni.
Na próżno mu tłumaczę
Że teraz to nie ma sensu,
I żeby sobie odpoczął
Bo ręce mu się trzęsą
I żeby przestał strzelać
Bo wszędzie jest spokojnie,
I jest nie tylko po pierwszej
Lecz i po drugiej wojnie.
On milczy i patrzy w przestrzeń
Nieruchomymi oczami,
I strzela często i gęsto
Zardzewiałymi kulami.
Do wrogów nieistniejących
Lecz wciąż tak samo złych,
I czasem mój mały synek
Idzie do niego na strych.
Zanosi mu miskę zupy
Albo trzy - cztery bułki,
A idąc zawsze zabiera
swój łuk i strzały z półki.
A żołnierz jest bardzo głodny,
Lecz nim się rzuci na żarcie,
Ustawia mojego synka
Na niepotrzebnej warcie.
Więc synek wkłada hełm,
W którym wygląda śmiesznie,
I strzela z łuku, a żołnierz
Jedzeniem się dławi pośpiesznie,
Lecz jedząc spogląda czujnie
Ku ciemniejącym polom,
Posłuszny przebrzmiałym rozkazom
Żałosny i smutny dziwoląg.
A mnie wcale nie śmieszy
Tej sprawy absurd niezmierny,
Mnie imponuje ten żołnierz,
Przynajmniej jest czemuś wierny.
Komentarze
pokolenie @ 83.7.227.*
wysłany: 2016-03-05 16:02
Ojciec mojego kolegi zakopany w lesie ,bo był sołtysem.Oszukani czyli wyklęci walczyli o ziemie dla hrabiów i fabryki dla partyzantów .A wielu rachowało się z sąsiadami.To była wojna domowa ,taka jak w Hiszpanii,.w 1936.Bląd polega na tym ,że poniżono niezłomnych ,ł,ącząc z bandytami ,ogniami i innym szyndzielorami ,i tym samym podzeilili Polaków jeszcze bardziej
pokolenie. @ 83.7.227.*
wysłany: 2016-03-05 16:04
Fabryki dla fabrykantów.Adodam ,ze jest pomysł na ustawe o ziemi ,w której będzie zapis o możliwości zabierania ziem rolnikom,.Amen
Minotaur @ 89.79.9.*
wysłany: 2016-03-05 21:18
Szanowny Panie Jacku, bardzo fajny i mądry wpis. Miło się czyta tekst autora, który zna się na dobrych książkach i umie wędrować po meandrach historii wyciągając z niej to, co najistotniejsze. Zazdroszczę tej umiejętności. Zwracam też uwagę na ładną polszczyznę, wrażliwość na tzw. "polski los" i.. formatowanie. Niektórzy piszą bez ładu i składu ("żadnej dystynkcji w rozumowaniu"), Pan - z sensem i wysoką kulturą słowa.
Nie wiem kiedy znajdę czas na lekturę książki Piotra Semki, na razie jest na liście "do przeczytania na kiedyś", ale po Pańskim wpisie chyba otrzyma większy priorytet :)
Pozdrawiam
Dzidek @ 109.241.70.*
wysłany: 2016-03-06 08:48
Wielokrotnie powielany błąd (szczególnie przez tych , co z wojskiem nie mieli do czynienia).
Najprościej:
ŻOŁNIERZ = – osoba pełniąca służbę w siłach zbrojnych danego kraju i zobowiązana do obrony jego granic. ....Żołnierz jest podstawową jednostką w wojsku.... (za Wikipedią i wystarczy)
Teraz połączymy:
"19 stycznia 1945 r. Rozwiązanie Armii Krajowej"
Czytaj więcej na
http://nowahistoria.interia.pl/kartka-z-kalendarza/news-19-stycznia-1945-r-rozwiazanie-armii-krajowej,nId,1591706
Manipulacja (czyli..., jak zwykle)
Jacek Jakubiec @ 46.169.30.*
wysłany: 2016-03-06 20:02
Dzięki Minotaurze za życzliwe słowo. Zachęcam także do wprowadzenie na listę priorytetów drugiej z książek, które przywołałem. Mam na myśli "Pod prąd" Jerzego Zalewskiego. Tak jak się spodziewałem, Zalewski także przyjechał wczoraj do Rybnicy i w krótkim, pięknym, bardzo osobistym wystąpieniu pożegnał ś.p. Mariana Zagórnego. Jednego z współczesnych Niezłomnych.
A zjechalo do tej niewielkiej wsi kilka setek osób, głównie reprezentanci wszystkich rolniczych środowisk z całej Polski. Kto Go nie znał, mógł się przekonać jak wiele dobra zasiał w ludzkich sercach Człowiek, który dla wielu był jedynie nieobliczalnym watażką. Odejście Mariana to ogromna strata!...
Minotaur @ 89.79.9.*
wysłany: 2016-03-06 20:07
Żołnierze Wyklęci byli ówcześnie jedynym prawdziwym wojskiem polskim bez względu na to, że Armia Krajowa została rozwiązana. Były przecież też takie jednostki jak NZW, NSZ i WiN.
Ostatni rozkaz AK wydany przez Okulickiego zalecał "dalszą (...) pracę i działalność prowadzić w duchu (...) ochrony ludności polskiej przed zagładą". Szkoda, że Okulicki nie prowadził swojej działalności "w duchu ochrony ludności polskiej przed zagładą" wtedy, gdy gorączkowo nawoływał do powstania warszawskiego. Zresztą długo przetrzymywany był na Łubiance, więc ja bym miał do niego ograniczone zaufanie.
RAP @ 81.219.7.*
wysłany: 2016-03-06 20:22
Drodzy dyskutanci, Panie Jacku mam swoje zdanie na temat wielu "wyklętych" głównie z uwagi na wiedzę historyczną co do ich "swoistego" postępowania potwierdzonego przez nawet niewątpliwie prawicowo nastąwiony IPN (przykładad Ognia i Burego się kłania) ale rozumiem potrzebę uczczenia wielu tego walczących z nowym ustrojem. Problemem jest dla mnie inna kwestia strasznie obecnie pomijana. Czyli historia i szacunek dla żołnierzy II Armii WP walczących na naszych terenach i ginących tutaj pod koniec wojny. Niestety dziwaczna polityka historyczna od co najmniej 15 lat wmawia nam, że jedynie powstańcy warszawscy i wyklęci walczyli o Polskę a Ci z zachodu i wschodu gdzie są w naszej pamięci. Oni chyba właśnie stają się wyklęci jak AK za PRL-u. Tak się nie da to po prostu zakłamywanie historii.
Minotaur @ 89.79.9.*
wysłany: 2016-03-06 21:05
Proponuję też uczcić pamięć Polaków walczących w Wehrmachcie, którzy w 1941r. wyzwolili wschodnie tereny Rzeczypospolitej spod okupacji sowieckiej. Ta sama logika.
Duch Gór @ 188.29.165.*
wysłany: 2016-03-06 22:25
Wiedzą czym były ! Pompowane koła limuzyny Prezydenta? Powietrzem , czy gazem, ? Od zapalniczki?
Widz @ 78.88.143.*
wysłany: 2016-03-07 07:10
Panie Jacku , dobry , wyważony i potrzebny tekst .
Mimo różnych przekazów tzw rodzinnych , wg , których to byli zwykli bandyci / pewnie tacy też byli , jak wszędzie , także w GL i BCH / to nie może być tak , że ci z GL , wg propagandy PRL , to byli patrioci a ci z AK i NSZ , to bandyci .
Wyrazy szacunku !
RAP @ 5.60.119.*
wysłany: 2016-03-07 08:55
Wiesz co Minotaur napisanie o Tobie że jesteś mało mądry to subtelność. W II AWP walczyli ochotnicy z Polski wschodniej w tym wielu żołnierzy AK. Polacy w wermachcie to byli w zdecydowanej większości wcieleni przymusowo Polacy uznani za volksdeuczów III gr. Ślązacy i mieszkańcy pomorza. Trochę poczytaj naucz się i dopiero wypowiadaj. Pozdrawiam
AS @ 78.88.141.*
wysłany: 2016-03-07 11:00
Marian Zagórny - Człowiek Kryształ! Samo Dobro! Bodaj by się tacy na kamieniu rodzili! Poznałem Go w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych minionego wieku. Użyczył mi swojej siedziby solidarnościowej w dawnym "Juventusie" na Bankowej. Sala na około 100 osób. Nie pytał na co, nie żądał żadnej zapłaty. Dwa razy w tygodniu prowadziłem tam specjalistyczne kursy. R.i.P.
Minotaur @ 89.79.9.*
wysłany: 2016-03-07 22:14
Jeżeli ktoś dobrowolnie współpracował z wrogiem, to chyba świadczy to o nim gorzej niż o tym, kto został do tego zmuszony? A Sowieci byli wrogiem groźniejszym niż Niemcy, bo mieli sojuszników na Zachodzie. W tamtym czasie w naszym najlepszym interesie leżała współpraca z Niemcami przeciwko Sowietom.
bu3las @ 83.7.214.*
wysłany: 2016-03-08 02:09
Spory o żołnierzy wyklętych - czy niezłomnych, jak to się dziś mówi - miałem w domu od kiedy pamiętam. Nie chciałem tych kłótni słuchać, a o powojennych sprawach nic wiedzieć, by nie stawać się stroną sporu. Dziś żałuję, bo miałbym jakąś wiedzę z pierwszej ręki.
Mama moja, po wkroczeniu Niemiec na Podlasie, stała się niewolnikiem, jak sama się określała. Skierowano ją na przymusowe roboty. Nie trafiła źle. Gospodarz, u którego pracowała, okazał się normalnym człowiekiem. Ciężka praca w gospodarstwie oraz kiepskie wyżywienie miała w domu, a bauer traktował ją jak domownika. W fabrykach, w miastach było gorzej - ludzie głodowali.
Miała 18 lat, była ciekawa świata, lubiła czytać, nauczyła się niemieckiego, czyli góralskiej gwary. Wtopiła się w społeczeństwo. Widziała, wręcz chłonęła przez skórę potęgę, a następnie upadek III Rzeszy.
Z niewoli wyzwolili ją Rosjanie. Jednak pierwsi byli Amerykanie. Amerykanie wjechali do miasteczka, puścili kilka serii z karabinu maszynowego w powietrze, krzyknęli "Hitler kaput" i zniknęli w magazynach, zaczęli wywozić węgiel z hałdy. Administracja niemiecka pracowała po staremu. Teren ten przypadł jednak Rosjanom.
Gdy weszli Rosjanie, administracja i lokalni działacze w roboczych kombinezonach pod nadzorem bojców zostali zapędzeni do prac porządkowych, a władzę zaczęli przejmować wychudzeni, wypuszczeni z więzień i obozów komuniści. Niedaleko była strefa amerykańska. Tam widać było jak się z byłymi nazistami fraternizują.
W niewoli poznała Jugosłowian, Włochów, którzy namawiali ją do przejścia na Zachód, ale to spoufalanie się działaczy nazistowskich niemieckich z Amerykanami ją zraziło. Z grupą znajomych Polaków postanowili wrócić do Polski. Na Piechotę, bo kolej woziła wojsko.
Do domu dotarła w dopiero w lecie.
Tymczasem na Podlasiu w latach 1944–1947 miało miejsce wręcz antykomunistyczne powstanie ludowe. Do lata 1945 r. większość terenu województwa została uwolniona spod wpływów Rządu Tymczasowego. Prawie wszystkie gminne posterunki milicji oraz urzędy zostały rozbite. Władza komunistów ograniczała się tylko do miast powiatowych, gdzie stały garnizony wojsk sowieckich, oraz samego Białegostoku, który pod tym względem był swoistą twierdzą.
Wszyscy młodzi ludzie byli zaangażowani w tą rewoltę. Mój ojciec także. W 1947 się ujawnił. Mimo to został aresztowany przez UB. Zbiegł. Od swoich dostał mocne papiery i musiał zerwać kontakty z otoczeniem, więc wyjechał na Ziemie Zachodnie, bo tu najłatwiej było zniknąć wśród osadników. Wiązało się to z koniecznością unikania kontaktu z rodziną, udawania kogoś, kim się nie jest...
Mama zatem nie miała nic do Ruskich. Wyzwolili ją. Nazistów potraktowali per noga. A bieda była dla niej codziennością i w PRL dla wszystkich równa. Na system nie narzekała. Razem ze swoją mamą, czyli moją babcią nazywały owych partyzantów bandytami. Zwłaszcza babcia, gdy zeszła się rozmowa na ten temat, bardzo się denerwowała, wyklinała ich od najgorszych.
Mówi się o kapitale społecznym, o korzeniach. Życiorys mojego ojca z tamtego okresu jest dla mnie białą plamą. Oprócz złych emocji niewiele wiem, bo ze względów bezpieczeństwa dzieciom ten temat był zakazany, wygłupiano się by je zdezorientować, gdy
próbowało się zadać jakieś pytanie.
Przyjąłem stanowisko matki, potwierdzają je tacy znani ludzie jak A. Wajda. Tymczasem ojciec miał przetrącone, jak czasem narzekał, życie. Myśmy, rodzeństwo traktowali to z przymrużeniem oka. A dziś nam po prostu głupio.
Buniek @ 176.111.135.*
wysłany: 2016-03-08 08:10
do bu3las @ 83.7.214.* - ładnie napisane. Ja po latach dowiedziałem się z jednego dokumentu urywków z życie mojego Dziadka. Można je interpretować na kilka sposobów, ale padają tam nazwiska jego sąsiadów. Naturalnie czuję niechęć do tych nazwisk ale na szczęście tam nie mieszkam. Dokument pokazałem moim dzieciom. Gdyby jednak do tego się zabrał się wprawny partyjny propagandzista i gdyby takich historii wyszło więcej to jest materiał na wojenkę polsko-polską. Pytania :po co to wojenka i komu ona posłuży?
Jacek Jakubiec @ 46.169.30.*
wysłany: 2016-03-08 10:49
Dziekuję Panom za te wpisy. Dzieje różnych nacji, a polska historia zwłaszcza, obfitują w sytuacje i doświadczenia, których nie da się mierzyć prostym schematem czarne/białe. Ale przecież poza dyskusją jest sens rzetelnego badania oraz upowszechniania prawdy w całej jej złożoności. Tylko tak można budować coś, co nazwałbym zdrowiem psychicznym narodowej wspólnoty. Potrzeba szukania prawdy ujawnia się co i rusz. Czy to gdy mowa o polskim antysemityzmie, czy w sprawie polsko-ukrainskiej zadry wołyńskiej, czy jak ostatnio w sprawie "Bolka"...
Właśnie dlatego tak ważna jest książka Piotra Semki "MY REAKCJA". Semka jest publicystą prawicowym, ale tu jest to bez znaczenia. Książka bardzo rzetelnie, dogłębnie i bez nadmiaru emocji, przedstawia skrajnie trudny okres lat 1944-56 w polskich dziejach. Jest hołdem złożonym ludziom prawym, z własnego wyboru "posłusznym przebrzmiałym rozkazom" (tu Waligórski z pewnością nie ironizował...), którzy musieli żyć "prawem wilka". Oczywiście, książka pewnie doczeka się polemik, OK! Ale to co ostatnio przeżywamy, co skłoniło mnie do napisania tego tekstu, to krzepiące poczucie przywracania Polakom zbiorowej pamięci.
Polak @ 78.8.58.*
wysłany: 2016-03-09 16:34
Wykletym czy niezlomnym wielki szacun! Jednego nie mogę zrozumie3ć, jak to jest że jest z nimi tyle fotografi ? W mundurach z bronia z pokazanymi twarzami dziś to choć kominiarki sie zaklada, czesto bezpowodu dla fasonu. Wtedy lesni to byla prawdziwa konspiracja, jak byla wpadka to UB gnebilo tych sfotografowanych i ich rodziny tez. skąd tak byliu pewni że tych zdjec UB nigdy nie dostanie? albo az tak gardzili smiercią ! Sa zdjecia gdzie smieja się do obiektgywu jakby przyszłym oprawcom w nos.
bu3las @ 83.30.146.*
wysłany: 2016-03-11 02:18
Dziękuję za dobre słowo.
Rafał Ziemkiewicz w książce "Myśli nowoczesnego endeka" na końcowych stronach przytoczył słowa poety Kazimierza Brodzińskiego, który w latach głębokiej depresji po upadku powstania listopadowego powiedział: "Rób każdy w swoim kręgu, coć każe Duch Boży - a całość sama się złoży".
Myślę, że każdy łatwo wydedukuje, iż w wojnie domowej nie ma zwycięzców. Strona pokonana jest stracona dla kraju, przynajmniej mocno zniechęcona, nie ma radości w pracy dla niego itd.. Natomiast strona wygrywająca ma wyrzuty sumienia, bo zwykle wygrywa się jakąś tam przemocą, gwałtem.
Piotr Zychowicz w swej znanej pracy "Pakt Ribbentrop-Beck" , czyli jak Polacy mogli u boku Trzeciej Rzeszy pokonać Związek Sowiecki. Przyjął jako prawicowy publicysta możliwość, szczęściem tylko teoretycznie, współpracy z Hitlerem, gdy ten wyruszał na podbój świata. Tak zrobili Węgrzy, Słowacy, Bułgarzy... To było przedsięwzięcie niepewne w tym czasie.
Ci sami zwolennicy prawicy natomiast wzdragają się przed współpracą ze Stalinem, a Polaków którzy tę opcję realizowali odsądzają od czci i wiary. Stalin w trakcie zdobywania Berlina był u szczytu potęgi i liczył się z nim cały świat.
Coś jest tu z logiką nie halo.
Mark Twain (a może kto inny) w trakcie bankietu zwrócił się jednej z dam, znanej z purytańskich wypowiedzi. Czy odda mu się za milion dolarów. Dama nie powiedziała nie, zaczęła go kokietować i ciągnąć temat, starając się ustalić szczegóły. Wtedy zapytał dyskretnie, czy odda się za dolara. Dama się oburzyła oczywiście i wróciła do swej purytańskiej retoryki.
Wówczas Mark już mniej dyskretnie zauważył: droga pani, uzgodniliśmy już podstawową część naszej umowy, że się pani odda. Natomiast ja nie mam tego miliona i próbuję wynegocjować cenę, zacząłem od dolara.
Akurat nasz wesoły Korwin w TV przed chwilą wygłosił jedną ze swoich mądrości, że z gwałtu na logice wychodzi zawsze koszmarek, gdy tymczasem z gwałtu na kobiecie może wyjść ładne dziecko.
Właśnie, czyż rozliczanie czasów powojennych winno być tak czarno-białe, zero-jedynkowe, jak to obecnie zaczyna się przedstawiać?
JJ:
W moim wpisie polecam książkę Semki "MY REAKCJA". Publicysta prawicowy, to oczywiste i wiadome, ale sprawnie używający rozumu. Jego wywody to nie jest narracja zero-jedynkowa.
Jacek Jakubiec @ 31.1.34.*
wysłany: 2016-03-11 11:35
Wiele osób na pogrzebie ś.p. Mariana Zagórnego chciało się wypowiedzieć. Jak się okazało zbyt wiele. Oto tekst wystąpienia, które przygotował Edward Wryszcz, jeden ze znanych, zasłużonych solidarnościowych opozycjonistów. Przytaczam za zgodą autora.
„Przybyło nas wielu, … choć wielu już nie ma z naszych początków, z podziemia.
Gdy zbieraliśmy szczątki obalonej przez generała Solidarności, gdy coraz wyraźniej organizowaliśmy się, Marian był z nami u tych początków.
Potem poszedł swoją drogą, gdyż dla niego ważniejsze były czyny, … przekonywające czyny.
A robił rzeczy, o których teraz dowiadujemy się od historyków.
I o tym dowiadują się Jego najbliżsi współpracownicy, nie od niego, gdy żył.
Śledził naszą polską drogę do niepodległości, … tą prawdziwą, związaną z życiem codziennym, nie tą napuszoną, widzianą przez szklany ekran.
A że ludzie szklanego ekranu biegali za nim nieudolnie, to zdołali zobaczyć tylko sensacje, nie umieli zdobyć się na odwagę, by wyjaśnić ludziom o co w każdej sensacji chodzi.
My, jego koledzy, n i e u d o l n i e … wspieraliśmy go w jego dążeniach.
M a r i a n i e ! P r z e p r a s z a m y za naszą nieudolność!
Żegnaj! Spoczywaj w spokoju swej duszy, będziemy się modlić za Ciebie. (...)
bu3las @ 83.7.235.*
wysłany: 2016-03-16 01:33
Wszyscy podążamy ku drugiemu brzegowi. Tam obiecany jest raj, w którym istnieje samo dobro.Tu dobro można poznać tylko na tle zła.
Buniek @ 176.111.135.*
wysłany: 2016-03-05 15:22
Tu w okolicy to sami przyjezdni Polacy i ja też. Każdego historia związana z czasem wyklętych inna i każdy co innego by chciał o tamtych czasach wnukom przekazać. Większość wolała milczeć, bo i o czym było mówić. To było wzajemne mordowanie się polaków, a czasem i sąsiadów, a może i krewnych. Nie mówili. Dziadek mojej żony, ani jej, ani swojej córce nic o tamtych czasach nie powiedział. Z wiedzy o jego życiu wynika, że wiele ciekawego mógł, ale nie powiedział. Mój dziadek też nie chciał i dopiero Internet i jedna ze stron zagranicznych ujawniła coś z historii jego życia. Ojciec był w partyzantce. Był kombatantem i to tej co teraz chwalona i dostał dodatek do emerytury. Gdy go NKWD dopadło, udało mu się uciec, bo w ziemiance go trzymali. Ruski wypił i spał, a dach w kilkudziesięciu chłopa udało się im podnieść i wyczołgać. Okres najgorszy we Wrocławiu przeczekał, a później gdy wrócił do siebie to był czas gdy ludzi do pracy brakowało i każdy był cenny. Inni moi sąsiedzi z młodości byli w NSZ. Dla nich podobnie jak dla dowódcy mojego ojca drogą przetrwania było wstąpienie do armii. Ojciec o tych, którzy wtedy zabijali miał tylko złe zdanie i mówił bandyci i mordercy. Niestety i On już nie jest w stanie moim dzieciom powiedzieć swojej wersji wydarzeń. Tamte pokolenia odeszły. Teraz raptem POPIS, polska prawica wmawia młodym swoją wersję historii, niemożliwą do zweryfikowania przez bliskich. Ileż takich zakłamań przy wychowaniu młodzieży w historii różnych krajów dla celów politycznych popełniono. Politycy, dla swoich celów są w stanie wszystko robić. Długofalowe skutki dla państw i narodów ich nie interesują. Mity wspierające Posadki I Synekury, to się teraz liczy. To się nazywa polityka historyczna. Kiedyś też to było, ale w oficjalną wersję o Katyniu prawie nikt nie wierzył, bo dziadkowie i rodzice wyjaśnili dzieciom jak było naprawdę. Mając lat 15 pokazano mi broszurę niemiecka z czasów okupacji na ten temat. Za poprzedniego ustroju u nas Hans Kloss i Czterech Pancernych miało tworzyć miliony żołnierzy chętnych do zabijania Niemców. Niemcy w latach trzydziestych tamtego stulecia tworzyli wersje historii zapewniające im zdolność do zabijania wszystkich dookoła włącznie z żydami i cyganami urodzonymi w kraju. Teraz Ukraińcy tworzą bohaterów z tych co mordowali Polaków, Ruskich, Słowaków itd. My też tworzymy bohaterów z tych co zabijali Ukraińców, Słowaków, Białorusinów, Litwinów, itd. Warto przypomnieć, że główną ideą wyklętych był sprzeciw przeciwko porządkowi jałtańskiemu. Teraz głoszenie takich haseł wydaje się zwykłym idiotyzmem i wodą na młyn szalonych polityków, którzy chcą zmieniać granice. Tacy niestety istnieją. Jeżeli chcemy Donbasu u nas róbmy tak dalej, ale warto się zastanowić czy nie lepiej docenić fakt, że odchodzi już pokolenie, które całe swoje życie przeżyło w pokoju. Dla nich wojna to była przeszłość, ale jej się bali. Sprawy wyklętych w latach swojej największej siły politycznej nie ruszali. Ważna była gospodarka, wejście do NATO i Unii. Mam wrażenie, że młodym się marzy wojenka. Dlatego też, wypadałoby w końcu zadbać o to by dzieci uczyć po prostu historii, bo ta przecież była jedna. Trzeba się dogadać z sąsiadami i taką jedną, może bolesną ale prawdziwą dzieci uczyć. Panowie politycy, źle się bawicie.